wtorek, 24 czerwca 2014

Zastępstwa

Ostatnio siaduje Panna przed oknem i sobie myśli. Myśli dużo może dlatego że tak niewiele zdziałała ostatnimi czasy. Może też dlatego że nadal mało robi, bo studia i życiowe zaburzenia odbierają jej wszelkie inne możliwości. Jednak po kolei, bo wiele się tego nazbierało, a Panna musi się wyżyć na klawiszach. Musi. Wybaczcie. 

Dlatego najpierw o szermierkach różnych, których doświadczyła Panna po Ciosie za Dwieście Eskudów. Skoczek zrezygnował ze szkoły, Trener zniknął, a sama Panna miała przerwę, która wymagała od niej powrotu do kondycji i to jak najszybszego. Tylko cóż zrobić, gdzie tańczyć z mieczem? Cóż poradzić na niedobór ruchu? Z pomocą przyszedł któregoś dnia Żelek, informując, że taka i taka osoba ma zamiar organizować spotkania miłośników broni białej. I będą treningi! I dzielenie się wiedzą, oczywiście. Czemu by nie spróbować? pomyślało niewinne dziewczę i zgłosiło się jeszcze zanim poznało tych wszystkich ludzi. Czas i przeznaczenie jednak mają to do siebie, że w którymś momencie wszystko co niedobre i złe (bądź wręcz przeciwnie, pozytywne i zaskakujące) wychodzi na światło dzienne. Tak właśnie trafiło dziewczę to nieporadne na forum gdzie poznało współtrenujących. Oczywiście, blog ten został polecony w pierwszej kolejności jako rzecz interesująca i świadcząca o jako takim pannowym doświadczeniu w walce bronią białą. Curriculum takie moje, ot. I tu zaczęła się rozmowa, między nowymi towarzyszami broni, że taniec z mieczem a fe, że jak tak można, że co to sobie ona wyobraża. No i co mogła sobie wyobrażać? Oczywiście samo zło, samą nienawiść, samą chęć pokazania im co taka Panna potrafi tańcząc ze swoim mieczem. Czy mam szansę z tymi dwoma panami? napisała Panna do Trenera, z nadzieją że odpowie szybko i sprawnie. Nie zawiodła się. Ależ oczywiście, odpisał, podkreślając jacy to wolni i niegodni przeciwnicy, jaka Panna zdolna, jak bardzo by chciał to zobaczyć... ach, aż chce się westchnąć, takie miłe słowa, tyle miodu dla pannowej zbolałej duszy. 
Oczywiście, historia z tymi dwoma panami została wyjaśniona i podobno inna istota używała tego wyrażenia by opisać swój sposób walki, czy wręcz powiedzieć, że ona nie walczy a tańczy z mieczem. O tempora, o mores! Co nie zmienia jednak faktu, że zły moment sobie znaleźli na podobne komentarzy i Pannie bardzo to uwłoczyło. 
Mimo wszystko postanowiła jednak pojawić się na treningach kilku, co by zobaczyć jak się u nich walczy i co się robi. Zaczęło się od krytyki szkoły szermierczej do której panna uczęszczała. Tutaj musimy zrobić podział na Kowala i Kojota, gdyż Ci Dwaj Panowie, w tym momencie przestają funkcjonować jako jedność. Otóż Kowal był tym co krytykował, pewien swoich możliwości oraz niekonwencjonalnych technik. Bo Taekwondo tak bardzo pomaga w walce bronią białą, bo on przecież wie najlepiej. Niech go szlag trafi. Bo tak jak na pierwszych spotkaniach krytykował Pannę (bardzo nieśmiałą w tamtym okresie), tak z każdym treningiem pozwalał sobie na więcej i krytyka przeniosła się na innych członków, zatrzymując na Kojocie. A Kojot istotą jest interesującą. Bo wiedza jego ogromna, ta teoretyczna i ta odtworzona później w praktyce. A i o złotym sercu człowiek, trzeba przyznać i nie zaprzeczy Panna. Ma on jednak maleńką obsesję na punkcie historyczności wszystkiego i ślepego podążania za traktatami szermierczymi. Traktaty są dobre, hej, przecież to one wytyczają ścieżkę jaką dążymy, są elementem naszej kultury i wiedzy na temat walki. Ale z drugiej strony... no właśnie, czy nie trzeba ich dostosować do aktualności? Przecież w walce nikt nie zatrzyma przeciwnika żeby mu powiedzieć że dany cios nie znajduje się w traktacie, albo że jest niehistoryczny. Po prostu stało się, a jak był za niego punkt to, cóż, nasza strata. 
I chodziła tak Panna, raz rozmawiała z Kowalem, a raz z Kojotem, sympatyzując bardziej z tym drugim, jak już łatwo zauważyć. Treningi jednak były rzeczą okrutną i bolesną z wielu bardzo zróżnicowanych powodów. I tu skarga okropna z mojej strony. Po pierwsze, gdzież mi trening o ósmej rano?! Gdyby nie ten jeden fakt, pewnie i reszta skarg nie miałaby miejsca. Bo, po drugie, nie było siłówki, bo ludzie nie chcieli się męczyć i pocić z samego rana, bo potem trzeba iść na zajęcia, bo to niehigieniczne, bo treningi lepiej wieczorem. Tak. Treningi lepiej wieczorem. Bo w pewnym momencie nawet Panna nie wytrzymała, wstając cztery razy w tygodniu o szóstej rano, a kładąc się w okolicach czwartej nad ranem. Dlaczego? Och, problemy życiowe. 

Szczerze mówiąc, Panna chciała napisać tutaj jeszcze więcej, szczególnie że te myśli są takie niepoukładane i smętne i tłoczą się w tej małej blond główce zamiast pozwolić jej oddychać. Spróbuję napisać innego dnia. Jakoś niedługo. Trzeba ożywić bloga na tyle, na ile to możliwe. Ale o tym innym razem.