sobota, 13 grudnia 2014

Zapach porannych treningów

Nie pachniały one potem, a wodą po goleniu oraz świeżo wziętym prysznicem. Każdy przynosił swoje torby, pełne czystych, wyprasowanych koszulek i spodni. Nawet buty wydawały się jakieś bardziej lśniące. Chodziła i Panna z tymi butami, koszulkami i spodniami. Przebierała się w szatni i słuchała czerstwych żartów Kojota, na które cała grupa odpowiadała gromkim śmiechem. Szła ze wszystkimi na salę i przyłączała do wspólnego biegu, rozciągania czy też rozgrzewania stawów.
Jednak jak już wcześniej zostało powiedziane, na tym kończyła się rozgrzewka i nie było mowy o dalszym wykonywaniu ćwiczeń wszelakich, rozwojowych oraz siłowych. Takie rzeczy może Panna w domu robić albo na siłowni. Serce mi się krajało na samą myśl o podobnym wybryku, który de facto już od dawna praktykuję. Treningi jednak, skromnym zdaniem Panny, zawsze miały to do siebie, że poza techniką miały także rozwijać, szczególnie te partie ciała, które są wyjątkowo potrzebne w danej dyscyplinie. Jedni będą zwracać szczególną uwagę na nogi, inni na ręce, jeszcze inni na dynamiczność ruchów oraz szybkość. Zręczność, refleks, rozciągnięcie, wytrzymałość. Nikt nie każe trenerowi prowadzić zajęć czysto rozwojowych, jednak te elementy powinny się tam pojawić, skoro są istotne dla szermierki. Na co mi machanie mieczem skoro nie potrafię go utrzymać w rękach dłużej niż przez pięć powtórzeń? Owszem, mięśnie się wzmocnią podczas ćwiczenia techniki, jednak można im w tym pomóc. Sprawić, że podczas odtwarzania traktatów Panna będzie myślała o tym czy poprawnie wykonuje ćwiczenie, a nie że wyjątkowo jej ciąży w rękach miecz.
Ciche burknięcie wybija Pannę z rytmu. No tak, oto pora sparingów na piankowych wasterach. Nie ma już miejsca na bokkeny, Owca powinna w tym momencie odejść w kąt, zaś młoda adeptka sztuk szermierczych ma zainwestować w kloc drewna, marnie imitujący broń białą. Niegdyś Panna widziała kilka takich cudeniek, nawet miała okazję jednym pomachać. Są długie i źle wyważone, jak większość broni treningowej. Przy byle machnięciu zawadzają o ziemię, jako że do koszykarzy Panna nie należy. Jaki jest efekt? Niepełne ruchy, powykrzywiane nadgarstki, obolałe stawy. Kolejne westchnienie pełne dezaprobaty. Nie była to jednak zła inicjatywa, wszak doskonale ją rozumiem! Kojot, jako specjalista w historyczności szermierki, doskonale wiedział (i wie) jak ważną rolę odgrywa jelec w czasie walki. Już nie patrzmy na samą kwestię defensywną, przecież można nim także uderzyć przeciwnika, bądź, co gorsza, wyprowadzić dźwignię i go rozbroić! Podróbką katany Panna tego nie wykona, to pewne. Jednak kawałkiem drewna raczej też nie, chociażby po to by zrobić Kojotowi na złość.
Ósemka nizarowa nie istnieje! Kolejny bunt, gdy Panna stara się poinstruować początkujących jak powinni machać. Wygląda na to, że stało się to jej pracą, w czasie gdy reszta grupy ćwiczy rzuty na istotach wszelakich w mniej więcej dopasowanej do nich kategorii wagowej. Pannie pozostaje Kojot, co raczej ją peszy niż motywuje do działania. Z pięknym uśmiechem na wargach decyduje się zostać młodszą Trenerką. Tak. Tylko tutaj także pojawiają się sprzeciwy i bunty, wątpliwości odnośnie proponowanych przeze mnie technik. Cios znad głowy nie istnieje, tak samo jak poprzeczne. Proszę dostosować się do traktatów i rozpocząć ćwiczenie czwórki Meyera. Doskonale, podstawa podstaw i wygląda na to, że Panna przez te dwa czy trzy lata wykonywała ją źle. Ale nic to, trzeba ćwiczyć skoro każą. I raz, dwa, trzy, cztery... A co z blokami? Kiedyś.
Mimo wszystko treningi były zabawne, rodzinne, przyjacielskie. Wiele czasu spędziliśmy na dyskusjach, zaś od czasu do czasu siadywaliśmy wszyscy na olbrzymim sztukmistrzowym materacu by wysłuchać fascynującego wykładu rodem z traktatów. Brzmi jak sielanka z drobnymi mankamentami, które musiały się pojawić wraz ze zmianą trenera, czyż nie? Owszem i można by się do tego wszystkiego przyzwyczaić gdyby nie zawziętość Panny oraz codzienne wstawanie o 6 rano, ponieważ te sielankowe treningi zaczynały się o 8.
Jak się później dowiedziałam, Panna nie była jedyną miłośniczką porannych drzemek oraz półgodzinnych faz REM, przez co grupa szybko ograniczyła się do 2-3 osób.

Odpadła Panna, zajęła się studiami oraz tańcem. Zadebiutowała na scenie i nadal walczy z utrzymaniem centrum na wysokości pępka. Niestety jednak czas obijania się nadszedł półtora roku później, gdy złamany palec przestał doskwierać, zaś nadgarstki chrobotać przy poruszaniu nimi. Kolana nadal nieco skrzypiały, jednak ciężko było nad tym skrzypieniem zapanować. Mimo tęsknoty za treningami szermierki, mimo kurzącego się w kącie rapierka, który od czasu do czasu Panna wyciąga i czyści, oraz Owcy; postanowiła owa młoda dama nie wracać do Kojota na treningi. Filmiki jakie nagrywał w czasie jej nieobecności (świadczące o aktywnym rekonstruowaniu opisów niemieckich mistrzów) bardzo ją zniechęciły. Szukała kogoś, kto na nią krzyknie, kto po raz kolejny wykorzysta zdanie Zrywaj tempo i sprawi, że po treningu jedyne czego Panna będzie pragnęła to syty posiłek i łóżko.
Tym sposobem Panna przeniosła się na judo.