czwartek, 4 lutego 2016

O goshi

Kolejna seria padów przez bark zakończyła się sukcesem. Niepewnie zerknęła na niebieskookiego chłopaka, szukając w jego spojrzeniu chociaż krzty aprobaty. Jego głowa opadła w dół, niemal jak w zwolnionym tempie. Tak. Dobrze. Nie dała po sobie poznać jak bardzo ją to ucieszyło. Odwróciła się i kontynuowała padami w tył. 
- Pamiętasz nasze pierwsze sparingi? - Wcale nie musiał jej o nich przypominać. Czasem próbowała powtórzyć jego ruchy, siłując się z wielkim pluszowym misiem, jednak nie był on godnym przeciwnikiem. - Każdy dobry rzut zaczyna się od wychylenia. Na początku potrzeba do niego nieco siły, ale z czasem wkomponuje się w ruchy przeciwnika.
- Przechyliłeś mnie do tyłu żebym upadła.
Czyli jednak pamiętała. Duch ponownie skinął głową. Kazał jej podejść do siebie i stanąć naprzeciwko. Złapał ją za rękaw kimona. 
W sumie wyglądała dość zabawnie w przydużej białej judodze, tak bardzo przypominającej zachodnią piżamę. Z drugiej strony, zawsze uważał, że ten strój dodawał trenującemu jakąś groźną, ciężką do określenia nutkę. Nawet rudej jedenastolatce. 
- Zaczniemy od czegoś prostego. O-goshi. - Nazwa Wielkie Biodro brzmiała dla niej wyjątkowo zabawnie. Przecież był chłopcem, miał wąskie, chłopięce biodra. Tylko kobiety mogły mieć duże, a co dopiero wielkie. Stłumiła głupi chichot. - Jest to jeden z rzutów do przodu. Prawą ręką łapię cię za kołnierz na wysokości obojczyka, lewą za rękaw przy łokciu. Widzisz? Złap mnie tak samo.
To niemal jak rama w walcu.
Zauważyła, że chłopak nieco odchylił łokieć lewej ręki. Spróbowała zrobić to samo, ale zablokował jej rękę. No tak, pozycja dominująca. Pociągnął dalej. Patrzyła jak wykonuje ruch przypominający napięcie cięciwy. Łucznik. Wyglądał jak prawdziwy łucznik. Druga ręka przyciągnęła ją do siebie krótkim, niemal pionowym szarpnięciem. Nim się spostrzegła stała na palcach, lekko opierając się o jego biodro. Wystająca kość wwiercała się w jej brzuch, a jej ciężko było utrzymać równowagę. 
- Czy jak teraz będę próbował tobą rzucić to będziesz umiała mnie powstrzymać? - Nawet nie poczekał na jej odpowiedź. - Teraz patrz bardzo uważnie.
I patrzyła. Patrzyła jak puszcza jej kołnierz i obraca się do niej plecami. Prawą ręką objął ją w pasie. A potem siedziała już przed nim, nadal czując jak trzyma ją za prawą rękę. Pozycję miał niemal szermierczą, z ugiętymi kolanami i czujnym spojrzeniem wwierconym prosto w jej twarz. Wydawał się pytać czy zrozumiała, zaraz jednak pojął, że wiele rzeczy nie zostało zapamiętanych. Cóż, większość ruchów potrzebuje czasu żeby wejść w ciało. Powtórzył wszystko ponownie, tym razem opisując cały ruch. 
Opierał się on na ugiętych nogach i wysuniętym biodrze, przez które miał przelecieć partner. Wielkie biodro powoli nabierało sensu w główce dziewczyny. 
- Teraz ty.

To, co w teorii wyglądało na banalne, okazało się wcale nie być takie proste. Nogi, choć wzmocnione przez codzienne ćwiczenia, odmawiały jej posłuszeństwa, gdy musiała unieść na plecach cięższego od niej chłopca. On zaś korygował i krytykował, przy okazji starając się bezpiecznie upaść po kolejnym nieudanym rzucie. Trawa nie była matą, a tym bardziej materacem, a on cenił sobie zdrowy kręgosłup. W sumie moralny też. 
- Pewnie długo już trenujesz. - Kolejna próba zniechęciła nieco małą Pannę. Otarła spoconą twarz ręcznikiem i napiła się wody. Liczyła na zalążek rozmowy, który upewni ją w przekonaniu, że nie ma sensu mierzyć się z Duchem. Głęboko zakorzenione współzawodnictwo dawało o sobie znać za każdym razem gdy pokazywał jej nowy szczegół na który musiała zwrócić uwagę. Tu kolana uciekają do środka, tam prostuje je za wcześnie, a tak w ogóle to nie naciągała go na plecy podczas rzutu. Nadal nie rozumiała filozofii wychylenia.
- Dwa lata. - A więc był sporo do przodu. Z zazdrością spojrzała na jego żółty pas, wyjątkowo sprany i zniszczony. Pewnie ciężko trenował. - Nawet jak się postarasz to będę miał dwa lata przewagi. Plus wszystkie treningi, które sobie odpuścisz.
Ach tak? 
Od tamtej pory nie odpuściła ani jednego. 

Siedzieli pod samotnym drzewem, rozkoszując się wiatrem i słońcem. Lemoniada zrobiona przez pannową mamę smakowała lepiej niż ambrozja, a urywane oddechy świadczyły o pełni szczęścia, wykrzesanej przez nadmiernie fizyczną aktywność. Patrzył na nią, jak światła i cienie tańczą na jej piegowatej twarzy, jak we włosy pakuje się nachalna mrówka, jak pewien zbłąkany liść odnajduje swoją nową oazę nieco ponad młodym jeszcze pępkiem. Wolał go nie pozbawiać świętej ostoi, więc tylko zgarnął czarny kosmyk za ucho. Znów będzie musiał je przystrzyc, powoli stawały się utrapieniem. 
Odkąd zaczęła ćwiczyć z jego synem, nie rozmawiali o ich treningach. Czasem pytał, ale odpowiadała mu jedynie nietęgą miną, która mówiła wszystko. Nadal się nie oswoiła z podstawowymi ruchami. Choć pady wychodziły jej dobrze, rzuty przekraczały granicę jej sprawności. Ale jeszcze się wyrobi. Była uparta. 
- Dlaczego on nigdy nie walczy ze mną na miecze? Mam dość przegranych.
Jednak się odezwała. Trener uniósł jedną brew, mrużąc brązowe oko. Czekał na rozwinięcie myśli, ale to nie nadeszło. 
- A więc chciałabyś wyzwać na pojedynek Ducha? – Pytanie było naiwne. Banalny psychologiczny chwyt, którego kiedyś nauczył go pewien ksiądz, o ile ci jeszcze istnieli od zaginięcia Boga.
Jej powieki odsłoniły parę szmaragdów, które lśniły determinacją. Irytacja także się w nich kryła, powoli przestawała być małą, naiwną dziewczynką. 
- Ilu rzutów już cię nauczył? – Doskonale znał odpowiedź, lecz chciał znać także jej zdanie. Choć zazwyczaj lubiła się przechwalać swoimi osiągnięciami, w tej kwestii milczała jak grób.
- Trzech. Teoretycznie. I jednej dźwigni, którą umiem.
A więc wszystko było tylko teoretyczne. Ciekawe. Zamyślony, sięgnął do natrętnej mrówki i wyłowił ją spośród miedzianych pasm. Pozwolił jej przez chwilę pobiegać po swojej dłoni. Spanikowane zwierzątko rozpoczęło szaleńczy wyścig z życiem. Dogoniła je śmierć. Zmiażdżył stawonoga w palcach. 
- A więc dlatego. - Zignorował jej pytające spojrzenie. Westchnął. - No dobrze. Przyprowadzę go na kolejny trening i zmierzycie się na bokkeny. Tylko nie zrób mu krzywdy, mała fechmistrzyni, niewiele potrafi zawojować w naszej sztuce.
Teraz zdecydowanie mu pokaże. A może nie? Musiał poważnie porozmawiać z synem przed kolejnym sparingiem.