czwartek, 28 marca 2013

O tym jak Panna trenerem zostać chciała

Zbrzydło jej już prowadzenie krótkiego rozciągania i korygowanie początkujących od czasu do czasu. Panna ma swoje aspiracje, musi się rozwijać i podejmować odważniejszych zadań. Właśnie dlatego postanowiła stać się trenerem choć na jeden dzień.

Zaraz przed wyjściem na trening pojawiła się wiadomość, że prowadzący niezbyt mogą się pojawić. Najpierw irytacja - ale jak to? Przecież to ich obowiązek, ludzie czekają z niecierpliwością. Żelek nawet postanowił pojechać dzień później do domu, żeby tylko stawić się na salce. Nie może tak być! Trzeba coś z tym zrobić! I Panna coś zrobić mogła - mogła trening ten poprowadzić. Tu wymieszała się z radością konsternacja, nieco niepewności, dużo planów.
Wsiadła więc Panna do autobusu i myślała dalej. Rozciąganie. Tak, dużo rozciągania im się przyda, szczególnie że ostatnio było zaniedbywane. Sprawię, że będą wyć z bólu, dociskani przez drugą osobę do podłogi. Tyle potrafiłam zdziałać. Ale co potem? Przyszło dużo nowych,  nikt im nie pokazał starych technik, wszystkie zostały wyparte przez krótkie, bardziej dynamiczne sekwencje. Może właśnie to powinniśmy powtórzyć? Przecież to wstyd nie znać wiatraka. To samo tyczy się ciosu na kolana, który pewnie też ma swoją nazwę. Tak właśnie myślała Panna jadąc, idąc i w końcu przebierając się w szatni.
Dziś ja poprowadzę trening. Uśmiechnęłam się, pozwalając na chwilę zamieszania w szeregu. Kto by się spodziewał! Tak, dokładnie, kto? Cherubin wydawał się niezadowolony. Skoro nie ma prawowitych trenerów to przecież on powinien to prowadzić! Odmówiłam jednak. To może chociaż rozgrzewkę - nalegał, a ja nadal uparcie kręciłam głową. Nie żeby coś, ale czasem też chcę zrobić coś kreatywnego, przecież mogę, prawda?
To mogę już iść do domu? Znów on. Pięknie. Cała motywacja zebrana w drodze wyparowała. Panna przygryzła wargę i wyrównała oddech. Nie będzie krzyczeć. Przecież Cherubinek jedynie się przekomarza, nic więcej. Przecież nikt nie chciał mi tam sprawić przykrości. A jednak komentowali. Bo oni chcą skakać przez skrzynię, bo oni chcą robić przewroty, bo nie chcą zrywać tempa, bo to i tamto im się nie podoba. Bo najwyraźniej trening będzie, najprościej rzecz ujmując, chujowy. I w tym momencie Panna się poddała. Skończyła przebieżkę i ucieszyła się w duchu, że Skoczek jednak przyszedł i ma siłę zająć się ludźmi.
Moje plany w większej mierze się sprawdziły. Było dużo rozciągania. Było 5 minut naciągu, było cierpienie, jęki i ból. Krytyczne komentarze ucichły, bo inni byli zajęci stękaniem i proszeniem o litość. A Panna spokojnie korygowała drobne błędy, robiąc przynajmniej za asystentkę. I była to praca o tyle przyjemniejsza, że tutaj nikt Panny nie osądzał. W sam raz.

Mała niepozorna psychopatka z której zdaniem niewielu się liczy. Ale to minie. Niebawem.

2 komentarze:

  1. Męska duma która z prawdą niewiele ma do czynienia. Ja tam w Ciebie wierzę i liczę że wiele mmie nauczysz, Pannico!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zielony Fan Czerwonego Kapturka7 kwietnia 2013 19:08

    Haah, prowadzenie zajęć (...w sumie prowadzenie czegokolwiek) to ciężka rzecz, miło czytać, że Panna wybrnęła z tego nieźle. Ludzie krytykują, jeśli wiedzą, że mogą. Skąd ta tendencja?
    Nie mam ZIELONEGO pojęcia, ale jeśli dasz komuś okazję do narzekania, to on zwykle narzekać będzie. Najważniejsze to wśród narzekań wychwycić co jest narzekaniem dla samego narzekania, a co konstruktywną krytyką, pierwsze zignorować, a drugie wziąć pod uwagę.
    A skoro skończyłem z "mondrościom" to stwierdzam, że wciąż się fajnie czyta i jak zwykle czekam na więcej ^^

    OdpowiedzUsuń