poniedziałek, 25 stycznia 2016

Żeby wygrać naucz się najpierw przegrywać

Wątpliwości, z którymi pozostawił ją poprzedniego dnia rzeczywiście zaczęły nawiedzać ją w nocy. Idealne sparingi pełne zwycięstw i potężnych ciosów zamieniły się w porażki. Gdy tylko zamykała oczy, by oddać się w ramiona Morfeusza, on podsuwał jej ciemność, pośród której stała z bronią w ręku. Padała pod pierwszym atakiem, tracąc miecz, zaś nieznajoma, wyjątkowo ciężka sylwetka przygniatała ją do ziemi, wymuszając krzyk paniki i desperacji.
Przez dwie noce budziła się spocona i przerażona. Niecałe trzy dni czekała, aż w końcu Mentor do niej przyjdzie, by rozwiać skłębione wątpliwości.

Nie przyszedł sam.
Stali naprzeciwko siebie, mierząc się uważnymi spojrzeniami. Zielone ślepia dziewczynki przeciw lodowato zimnym, niebieskim, chłopca. Nieskrywana ciekawość przeciw bezpodstawnej wrogości. Chciał pokazać jak bardzo jest dorosły, więc odstąpił krok od Trenera, ręce splótł na piersi. Nie odezwał się jednak, czekając aż Panna zrobi pierwszy krok. Nie musiał czekać zbyt długo, bo dziewczynka już pod chwili zbliżyła się z wyciągniętą dłonią. Mentor skwitował to uśmiechem pełnym dumy.
- To mój syn, Duch. – Skinął na malca żeby się przywitał, co ten zrobił z wyraźną niechęcią. Zaraz też odwrócił się ku ojcu, rzucając mu spojrzenie pełne czegoś, co zapewne uważał za nienawiść. - Dziś będziecie wspólnie ćwiczyć.
Ciekawość wzrosła. Rudowłosa nie była pewna czego mogły ją nauczyć ćwiczenia z kimś jej wielkości, kto zapewne też dopiero zaczynał swoją przygodę z szermierką. Mimo tego posłała przeciwnikowi przyjazny uśmiech, który nie doczekał się odpowiedzi. Zamiast tego chłopiec usunął się w zacieniony kąt ogrodu i zaczął rozgrzewkę, całkiem ignorując rady i instrukcje ojca, który, jak zwykle, zajął się swoją podopieczną. Czekała aż pośle ją po sprzęt do komórki, jednak chwila ta nie nadchodziła. Poczuła się dziwnie gdy Trener kazał im stanąć naprzeciw siebie bez mieczy w ręku.
Chwilę później leżała, nie wiedząc co się stało. Duch spojrzał na nią z pogardą i stanął ponownie obok ojca.
- Ona się do niczego nie nadaje – ton ranił bardziej niż słowa. Był pełen pychy i niechęci, która nie zwiastowała najlepszej współpracy.
Panna spojrzała na Mentora, ten jednak pokręcił tylko głową. Zapewne czekał aż młoda wstanie i podejmie kolejną próbę walki, ale zdecydowanie nie miała ochoty tego robić. Zamiast tego podeszła do Ducha. Kopnięcie, w jej zamierzeniu potężne, nawet nim nie zachwiało. Znów zrobił dwa kroki, a ona padła na ziemię. Tym razem jednak nie było złośliwego komentarza, a okrutny śmiech, jakby przed chwilą rozgniótł co najwyżej marną muchę. Poczuła jak łzy zbierają się w jej oczach, więc zacisnęła je z całej siły, tak samo jak pięści. Musiała się uspokoić, policzyć do dziesięciu. Oddychać głęboko.
- Jeszcze raz – głos dobiegł jakby z oddali. Uniosła głowę, by spojrzeć na Mentora. On także nie wyglądał na zadowolonego. Oczy w kształcie migdałów zwęziły się, zamieniając w wąskie szparki, zaś wargi zacisnęły tak mocno, że niemal zniknęły. Duch skulił się pod jego spojrzeniem i stanął ponownie. Cała jego pewność siebie w jednej chwili wyparowała. - Teraz powinienem dać ci szansę się odegrać, moja mała fechmistrzyni, ale to cię niczego nie nauczy. Musisz nauczyć się przegrywać. I ustępować.
Wiedziała, że w jego słowach tkwiła choć odrobina mądrości, ale nie potrafiła jej odnaleźć. Przegrywać? Ustępować? Przecież to była przeciwność tego co powinna robić. Przechyliła głowę pytająco, jednak dalszy wykład nie nadszedł. Trener jedynie uniósł dłonie, dając im znak by wstali i znów stanęli naprzeciw siebie.
- Teraz pokaż jej co robisz.
O dziwo, chłopak się rozpromienił. Poczekał aż rudowłosa ponownie się zbliży, po czym złapał ją za ramię i lekko pchnął, nie pozwalając upaść. Poczekał, aż dziewczynka spojrzy na jego nogi. Stał niemal za nią, z prawą nogą uniesioną i gotową do podcięcia – wymachu w tył. Zaraz też szarpnął lekko rękami, żeby i na nie zwróciła uwagę. Jedną trzymał ją za ramię, za skórę okalającą biceps, drugą, dla własnej wygody, objął ją na wysokości klatki piersiowej, co by łatwiej mu było pchać i ciągnąć.
- Wystarczy, że machnę nogą, a ty polecisz znów w tył.
I zrobił to, a ona ponownie upadła. Mentor zaś pokiwał głową, najwyraźniej zadowolony z demonstracji. Odszedł kilka kroków, opierając ręce na biodrach. Na ten znak jego syn pomógł wstać Pannie i zachęcił ją by usiadła przed dorosłym mężczyzną. Sam zrobił to samo, aż w końcu usiadł także Trener. Uśmiechnął się do nich.
- Na tym właśnie polega potęga judo. Twoim zadaniem nie jest zatłuc przeciwnika, nie musisz się z nim też siłować. Im mniejsza jesteś, tym łatwiej jest ci przewrócić drugą osobę. – Spojrzał po nich i ponownie pokiwał głową. Słuchali, z czego był wyjątkowo rad. - Twórcą judo jest Jigoro Kano. Trenował on wcześniej jiu-jitsu, jednak postanowił usunąć z niego wszelkie niebezpieczne techniki, co pozwala na trenowanie go z maksymalną siłą i szybkością, nie uszkadzając partnera. Jego pomysł okazał się tak trafiony, że podczas turnieju walki wręcz, gdzie jego uczniowie zmierzyli się z innymi, reprezentującymi pozostałe sztuki walki, wygrali trzynaście pojedynków z szesnastu, tym samym zwyciężając cały turniej.
Duch roześmiał się pod nosem, najwyraźniej dumny ze swojej dyscypliny. Panna jedynie lekko się skuliła, zastanawiając nad wyższością broni białej nad walką wręcz. Nie miała jednak zamiaru kwestionować faktów, którymi jej Mentor sypał jak z rękawa. Pokiwała głową, dając znać, że rozumie.
- Dlatego od dziś, poza mieczem będziesz także ćwiczyła z moim synem judo. Najpewniej tutaj, w ogrodzie. Zaczniemy od padów i kroków, ale z czasem stanie się on tutaj częstym gościem, żebyś mogła uczyć się od najlepszych techniki rzutów, trzymań, duszeń i dźwigni. A teraz wracajmy do pracy, czas na podstawy.
I tak zrobili. Elementy akrobatyczne, które szczerze uwielbiała, zostały zastąpione nauką upadania. Żmudne ćwiczenia nabijające siniaki wcale nie były przyjemne, jednak dziewczę nie protestowało. Wiedziała, że Trener nie kazałby jej uczyć się czegoś bezużytecznego. Zagryzła zęby i kontynuowała trening.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajnie się Ciebie czyta, Nat! Z miłą chęcią czekam na więcej! Nawet więcej niż dziesięć, które zapowiedziałaś.
    Co rusz i dowiaduję się, że któryś z moich znajomych pisze! Może i mnie to w końcu zmotywuje? :) (Bo i ja coś tam skrobię, ale że straszny ze mnie samokrytyk, to bez końca i bez końca poprawiam, a i tak rzadko bywam zadowolona)

    No, także trzymam kciuki za Twoją twórczość - obyś zawsze miała jakąś motywację. :)

    OdpowiedzUsuń