wtorek, 4 grudnia 2012

Telefon

Powinnam sprostować zakończenie poprzedniego posta. Może jest to niewielki szczegół, ale dla mnie bardzo istotny. Nie dostałam odpowiedzi, jedynie facebookowe zaproszenie, a po nim wiadomość od Żółwia.
Co chce panienka wiedzieć? Wszystko, brzmiałaby moja odpowiedź, gdyby nie moje nagłe speszenie całą sytuacją. Z avataru patrzył na mnie spaniel w okularach. Zapytałam więc o cenę, o broń, o stosunek do ludzi z problemami z koordynacją. Padło kilka wzmianek na temat Trenera i delikatna aluzja, że Żółw jest osobą dobrze poinformowaną i że w najbliższym czasie nie będzie czuł oporów by się ze mną podzielić swoją wiedzą. Gdzieś pomiędzy niezręcznymi żartami, a uwagami, którym nie mogłam się oprzeć, padła propozycja przyjścia na próbny trening. Będzie kilka innych dziewczyn, możecie popatrzeć i ocenić, czy wam się to podoba. Nie byłam przekonana. Pewnie gdyby Kotka nie napisała, że tam idzie, nie zdecydowałabym się.
Czy dzwonił do Panny niejaki Żółw z propozycją przyjścia na trening? Wie Panna, nie jest to trening oficjalny, a kurwy, które będą tam lecieć, nie są przeznaczone dla uszu młodych dam. Głos w słuchawce wydawał się rozbawiony, raczej nie zatroskany. Oczywiście rozumiem, że wizerunek klubu sportowego jest czymś niezwykle ważnym, ale przecież nie przestraszę się kilku bluzgów i bandy spoconych facetów, prawda? Upewniłam się, że nie zostanę wyproszona z sali i zdecydowałam iść. Z perspektywy czasu mogę jeszcze wspomnieć, że całe to zaproszenie na pokazowy trening opierało się na przyprowadzeniu kilku "dupeczek", które zapewne miały pozwolić Żółwiowi zabłysnąć w oczach kolegów. Jak znaleźć i poinformować resztę zaproszonych osób, Panienko? Proszę sprawdzić, kogo ów spaniel w okularach zaprosił ostatnio do znajomych. Tłumiony śmiech zakończył rozmowę.

Darmowy trening próbny, jak to Żółw ładnie określił, odbył się w jeden z pierwszych śnieżnych dni tamtego roku. Bez namysłu zrezygnowałam z autobusu na rzecz spaceru, nie zważając na płatki śniegu nacierające na moją twarz. Kotka czekała już w umówionym miejscu, niedługo potem przyszedł ktoś by nas odebrać i zaprowadzić na miejsce.
Sala była przytulna, szatnia mała, koedukacyjna. Koleżanka nie omieszkała tego zauważyć i stojąc w kącie nerwowo szarpała mnie za rękaw, zerkając co rusz na owłosione nogi przebierających się. Oni wszyscy są prawie nadzy! My też będziemy musiały zmieniać tu strój? Z nimi? Panika w jej głosie zmusiła mnie do ruszenia się z miejsca. Siadłyśmy na ławce i patrzyłyśmy jak wszyscy powoli się rozstawiają po sali. W kącie akrobaci, na środku szermierze, gdzieś przy szatni przemknęła dziewczyna z poi, więc pewnie fireshow. Muszę przyznać, że niewiele pamiętam z samego treningu. Coś skręcało mnie wewnętrznie by zacząć biegać, ćwiczyć, robić cokolwiek byle nie siedzieć bezczynnie. Nie było na to miejsca. Ktoś nowy ćwiczył osiem ciosów, para pod nadzorem Trenera biła się żelazem po głowach okrytych maskami. Obok mnie siedział Żółw, opowiadając historię życia każdego obecnego tam indywiduum.
To jest Trener, Panna już zna Trenera, prawda? Mawiają, że jesteśmy bliźniakami krwi. Kiwałam na to głową, grzecznie doszukując się podobieństw. Fakt, przecież obaj mieli podobne fryzury, jak mogłam na to nie wpaść! Brał udział w turnieju w te wakacje. Ach! Była tam Panna! Walczyłbym, jednak uniemożliwiła mi to poważna kontuzja kolana. Tym razem Kotka odpowiedziała śmiechem, ja patrzyłam jak kolejny facet przeskakiwał nad swoimi kolegami, nabierając na twarzy koloru dojrzałego pomidora.
No i mój ojciec posiada jachty na Mazurach. Zastanawiamy się nad ofertą wakacyjną, wiecie, obóz, treningi w lesie... Myślę, że więcej bym wyniosła z tego treningu gdyby tak nie paplał. I w tym momencie Trener go wezwał do tłumaczenia czegoś wesołemu blondynkowi, którego dla wygody nazwę Cherubinkiem. Bo Cherubinek nie zniechęcił się po tamtym treningu! Przychodził sumiennie, ale o tym jeszcze napomknę później.
Po chwili Żółw wrócił i mówił dalej.
Dowiedziałam się kto jest tam podrywaczem, kogo warto mieć pod ręką gdy będzie jakaś bójka w okolicy. Opowiedział o znikającym mężczyźnie, który udzielał korepetycji widmowym ludziom których nikt nie znał. Ale przede wszystkim mówił o sobie.
A może Panna zechce pójść ze mną na herbatę któregoś dnia? Panna bardzo poważnie się zastanowi nim odpowie, ale teraz musi iść. Kotka sama nie dotrze na przystanek.

Potem były rozmowy. Żółw nalegał, pytał, namawiał i szantażował. Obiecano mi prezent niespodziankę. Lubię niezobowiązujące prezenty, która kobieta ich nie lubi?
Trener także się obudził po niemal trzech miesiącach. Zadzwonił kilka razy z kuszącą ofertą. Nietrudno zgadnąć o co chodziło. Święta, choinka, prezenty, treningi... Pewnie chciałaby Panna własną broń? Dostałam pod choinkę Owcę, cudowny bokken z polipropylenu. Niezniszczalny. Warunek był jeden, jeśli zrezygnuję, to go stracę.
Przy kolejnym telefonie się zgodziłam. Nie było odwrotu, trzeba było poinformować rodziców.

Czemu nie pójdziesz na coś bardziej dziewczęcego? Nie wiem, jakiś balet czy coś w tym stylu. Powiedzieli to ojciec zapaśnik i matka łuczniczka. A dlaczego nie? Ona się buntowała, on chciał się bić. Ja musiałam uważać, żeby nie posiniaczyć się zbytnio, bo nagle machanie tępym kawałkiem blachy stało się śmiertelnie groźnym zajęciem. Dobrze, mamo, tato, będę na siebie uważać.

Później były już tylko święta. Rok się skończył, nowy został przywitany alkoholem. Akademia ruszała w połowie stycznia, a ja nie mogłam się doczekać. Czekały na mnie treningi, czekał też bokken.
Ostatni telefon zadzwonił godzinę przed pierwszymi zajęciami. Pomoże mi Panna przynieść sprzęt? Niestety, kontuzja nadgarstka. Przynajmniej nie szłam sama do jaskini lwa.

1 komentarz:

  1. Wiesz, jest coś innego, fascynującego w tej historii, jakiś taki fantastyczny klimat. Chyba rysunek w tle do spółki ze ścieżką dźwiękową 2 Steps From Hell też zrobił swoje. Czytam i takie dziwne odczucia się we mnie lęgną... Trudno opisać coś równie ulotnego, ale dziękuję za ten nastrój :)
    Będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń